Stojąc wcześniej na przystanku zwróciłem uwagę na kolejną ciekawą płaskorzeźbę, chciałem tam wrócić, przy okazji ogrzałem się przy kawie w KFC. Trzeba przyznać że płaskorzeźba przedstawiająca socjalistycznych bohaterów proletariatu wieńcząca symbol "zgniłego kapitalizmu" KFC wygląda osobliwie
;).
Jestem niedaleko ratusza, nadrabiam więc zaległości i wchodzę do cerkwi św Ducha i Archikatedry NMP.
Kieruję się w stronę pałacu prezydenckiego. Wokół chodzą strażnicy w zamaszystych płaszczach, początkowo nie zwracam na nich uwagi i na pewniaka idę w stronę drzwi. Wtedy jeden z nich mnie zatrzymuje i pyta co ja robie. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że chcę wejść na 7 piętro do muzeum. Gość mówi że tu żadnego muzeum nie ma. Pokazuje mu nazwę w jęz. rosyjskim, wtedy chyba łapie o co chodzi ale i tak nie mówi że tam nie wejdę, bo zwiedzać można tylko w grupie, po wcześniejszym umówieniu się, a teraz to "nie robotaju". Zbił mnie trochę z tropu i zaskoczył. Wiedziałem że przy wejściu spisują dane z paszportu ale nigdzie nie spotkałem się z informacją, że trzeba wcześniej zgłosić chęć. Nie wiem czy to prawda, może chciał się mnie pozbyć.
Pokręciłem się jeszcze chwilę po terenie, myślałem że strażnik gdzieś sobie pójdzie to spróbuje wejść. Niestety nie dość że cały czas łazić w te i z powrotem to nie spuszczał mnie z oka. Szkoda, jedyny punkt którego nie udało mi się zrealizować.
W okolicy jest stadion Dynama Mińsk, jako zagorzałemu kibicowi nie pozostaje mi nic innego jak tam się udać. Trzeba przyznać że ładnie się prezentuje, chociaż wydaje się dosyć duży w stosunku do potencjalnego zainteresowania poczynaniami piłkarzy Dynama (chociaż BATE Borysow regularnie gra w Lidze Mistrzów) - chociaż akurat tutaj jest to mało istotne
;).
Pozostały mi czas do popołudniowego powrotu do Warszawy przeznaczam na wizytę w GUM-ie, najbardziej znanym mińskim domu towarowym. Kupuję kilka drobiazgów i kieruję się w stronę drogerii Viteks, bo słyszałem od osób które były na Białorusi (u nas na forum wspominał o tym @e-prezes), że mają tam całkiem dobrej jakości kosmetyki w bardzo przystępnych cenach, mam nadzieję że znaleźć również "mydło dla bani".
Niestety go nie ma, ale biorę kilka drobiazgów i wracam do GUM-u, bo tam je widziałem. Wprawdzie nie Viteksu, ale z braku laku...Kierując się opiniami z tripadvisora wstepuję na obiad do "Kuchmistrza", zaraz koło Domu Oficerów i czołgu. Tak jak pisałem w odpowiednim temacie. Jest drożej, ale to zjadłem (wareniki) spełnia moje oczekiwania.
Lubię przemieszczać się metrem, dlatego zamiast spaceru po raz ostatni kupuję plastikowy żeton za 0,65 BYN i podjeżdżam na "Płoszczę Lenina". W supermarkecie przy dwrocu kupuję kilkanaście serków w czekoladzie o różnych smakach - jadłem je już kiedyś w Wilnie. Krótko mówiąc- są zajebiste !
:) Dopiero później dowiedziałem, się że w zasadzie złamałem przepisy bo na teren UE nie można wwozić przetworów mlecznych spoza Unii. Na szczęście problemów żadnych nie było, a serki - rewelka.
Lot mam o 18 40, chciałem jeszcze na spokojnie rozejżeć się na produkty bezcłowe. No dobra, chiałem zaopatrzyć się we flaszkę
;) i ewentualnie jakieś perfumy w korzystnej cenie. O 16 15 wsiadam w busa TK1400. Mijam jeszcze budynek biblioteki o której chyba słyszał każdy kto planował podróż na Białoruś. Jest to oczko w głowie batiuszki, najlepszym przykładem będzie to, że na najwyższym nominale białoruskiej waluty - 500 BYN widnieje właśnie gmach biblioteki. Na mnie szczerze mówiąc nie zrobiła ona większego wrażenia, dużo bardziej wole "stalinowski empire"
;)
Po drodze bus zatrzymuje się jeszcze na stacji Uručča (biał.Уручча), ponoć dobra opcja przy korkach na mieście, by tam wsiąść/wysiąść do/z metra. Ok. 17 jestem na lotnisku. Z mobilną kartą ide na security, podaję paszport i telefon, a pani coś do mnie mówi, nie mam pojęcia o co chodzi, mówie że "nie panimaju", na szczęście pani znalazła Ivana "my hero" który mówi po angielsku
:D, który informuje mnie, że zepsuł im się skaner wczytywania kart pokładowych i prosi, żeby zgłosić się po papierową kartę na check-in.Załatwiam to ekspresowo. Kolejek nie ma, po 3 minutach jestem w airside.
Porównuje sobie ceny w rożnych sklepach bezcłowych i próbuje w internecie znaleźć informacje jak działa procedura "tax-free" bo nigdy z niej nie korzystałem, dodatkowo przy stanowisku widzę kilku Chińczyków którzy starają się po swojemu przekazać coś pani w okienku by uzyskać zwrot.
Szybko orientuję się, że faktycznie wydając min. 90 eur mogę uzyskać zwrot podatku, tyle tylko że przy wyśrubowanych cenach za perfumy bardziej opłaca się zakupić je w Polsce przez internet. I tylko żal, że można przywieźć jedynie litr mocniejszego alkoholu, ale dobre i to
;) Lot minął mi na odpoczynku, chociaż pani z fotela obok była chyba bardzo zaaferowana lotem bo zrobiła sobie z 15 selfie i nagrywała z lampą cała procedurę odrywania się od ziemi. Poza tym pełen luz.
Flixbusa spod Pałacu Kultury mam dopiero o 22 40 w związku z tym mając do dyspozycji ok 3 h jadę coś zjeść i odwiedzić Mikkeler Bar Warsaw, bo nie miałem jeszcze okazji tam być. Do Kielc docieram po 1. I tak zakończyła się moja białoruska przygoda. Podsumowując krótko - bardzo się cieszę że Białoruś odwiedziłem. Ciekawy poznawczo kraj, bardzo przyjemni ludzie (dużo bardziej niż na Ukrainie), jedzenie jak wszędzie na Kresach świetne, pod mój gust. Z kilku źródeł wiedziałem, że w Mińsku jest czysto. Faktycznie, jest bardzo czysto i schludnie.
W związku z tym, że Mińsk znajduje się na liście trzech miast, które najbardziej ucierpiały podczas działań IIWŚ, budowę tkanki miejskiej w zasadzie rozpoczęto od samego początku. Jest w związku z tym dużo miejsca, ulice i chodniki szerokie, jest bardzo dużo wolnej przestrzeni w postaci skwerów i placów, sporo terenów zielonych, więc do spacerowania nadaje się idealnie.Wszędzie czułem się bardzo bezpiecznie, zarówno dzień jak i w nocy
Jak zaobserwowaliście na zdjęciach (a uwierzcie że to mały wycinek "budowli dla mas"), miasto ze względu na swoją zabudowę jest dosyć specyficzne a przez to unikalne. Mnie bardzo przypadło do gustu. Trzymam kciuki by wniosek o wpisanie całej socrealistycznej zabudowy Mińska został wpisany na listę UNESCO się powiódł.
Zachęciło mnie to też do odwiedzenia tej "bliższej" nam Białorusi - Grodna i Brześcia. Pewnie już nie samolotem, ale jest to bardziej niż pewne że w najbliżej przyszłości się tam pojawię. Białoruś zrobiła na mnie o wiele lepsze wrażenie niż Ukraina. Wizytacja u batiuszki zakończyła się więc sukcesem
;)
Dzięki że dobrnęliście do końca. Za wszelkie uwagi, pozytywne i krytyczne jestem wdzięczny bo to znak, że oprócz mnie ktoś miał ochotę tę relację przeczytać.
@elwrika - były, na każdym kroku
;) Po prostu chciałem się tych funtów pozbyć.Wzialem je z myślą że nie angazowaniu kolejnych środków tylko pozbycia się tych.Nie spodziewałem że będzie z tym jakikolwiek problem
:)Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
Kravkrk napisał:Siedziba „Batiuszki” – wrócę tu jeszcze kolejnego dnia, by przekonać się czy to o czym przeczytałem faktycznie ma miejsce. Duży wpływ na taki stan rzecz ma oczywiście batiuszka AleksandrNa 7 piętrze pałacu prezydenckiego znajduje się bowiem Muzem Współczesnej Państwowości Białoruskiej. Nazwa brzmi dumnie, faktycznie znajduje się tam ponoć „ołtarzyk” dla batiuszki: zaświadczenia o wyborze na urząd prezydenta, ulotki wyborcze Łukaszenki, paszport dyplomatyczny opatrzony nr 1 czy prezenty jakie prezydent otrzymał od zagranicznych gości albo dyplomy naukowe
:lol: - jednym słowem niezły paździerz,Tytuł relacji i ten zwrot jest ...... bo batiuszka - батюшка to potoczna nazwa prawosławnego księdza w cerkwi, zaś prezydent Białorusi - Aleksandr Łukaszenka jest nazywany батька - ojciec
Wiem że batiuszka to pop, zabieg był celowy, zareczam. Z resztą rozmawiając że znajomymi i przeglądając internety spotkałem się wielokrotnie z nazywaniem Łukaszenki batiuszką.Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
Te cmentarze sowieckie przy głównych drogach za miastem... Bykownia, Piatichatki i Kuropaty jakby organizowane wg tego samego planu. Przerażające.Koniecznie; do odwiedzenia.Ja także uważam, że Mińsk warty wycieczki. Jakby Baćka jeszcze bardziej rozlużnił reżim wizowy.
elwirka napisał:@Aksum A to nie jest jedno i to samo? Tylko batiuszka bardziej zdrobniale? Taki nasz "ojczulek"...Cóż niestety nie.....bo батюшка - ojciec tak mówią - zwracają na wschodzie od bardzo dawna do księdza;a батька jest to znaczenie ojca jako taty dla dzieci ....
Bardzo ciekawa relacja, ja również uważam, że Białoruś jest o klasę wyżej zorganizowana od Ukrainy. Ludzie za każdym razem przyjaźnie się odnosili do mnie jak dowiedzieli się, że jestem z Polski. Takie ja miałem doświadczenia z 3 krotnych pobytów w tym kraju.Nic tylko odwiedzać
@wtak - dokładnie, powielany ten sam schemat. Smutne było, że spacerujesz sobie wokół tylu krzyży, gdzie zginęło tylu ludzi, a wszystko na totalnych peryferiach gdzie dosłownie obok gnają samochody. I w każdym z wymienionych przez Ciebie miejsc władze zachowują się podobnie. Z resztą problem jest szerszy - cmentarz na Rossie, gdzie polskie groby są odnawiane jak znajdą się na to polskie środki, tarcia na cmentarzu Łyczakowskim.@krystoferson112 - dzięki
;) O ile na Ukrainę lubię jeździć bo jest tanio o tyle na Białoruś wrócę z powodów poznawczych. Nie interesowałem się tym mocno, więc nie wiem na ile jeszcze tamtejszy reżim jest opresyjny w codziennym życiu, przeczytałem tylko że do dziś istnieją tam spółdzielnie produkcyjne, coś na kształt naszych PGR-ów ! Tylko bardziej nowoczesne. I jeszcze te nawiązania do "systemu słusznie minionego" na każdym kroku. Mimo wszystko wydaje mi się, że jest tam po prostu całkiem normalnie, chociaż pewnie trzeba by tam pomieszkać dłużej, żeby powiedzieć coś więcej. Drogi wydaje mi się, że są o niebo lepsze od ukraińskich, jadąc po drogach Haradzieja-Nieśwież-Mir-Mińsk na prawdę jakość dróg była bardzo zadowalająca, nie przypominam sobie żeby mną trzepało jak przy jeździe np we Lwowie czy po drodze z Kijowa do Czarnobyla.
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.
Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach większość obywateli po prostu czeka na jego śmierć. Wątpię, żebym spotkał na Białorusi jeszcze ludzi tak na serio mówiących o nim Baćka. To be continued...
Łukaszenko jest strasznym człowiekiem, nawet informacji z wikipedii wystarczy, żeby zrozumieć dlaczego. Bardzo dziekuje kravkrk za promowanie mojego kraju tą relacją, ale, szczerze mówiąc, byłem w lekkim szoku, kiedy zobaczyłem jej nazwę. Łukaszenko na żadną promocję nie zasłużył i, mimo tego, że jest "prezydentem" Bialorusi już 25 lat, z prawdziwą Bialorusia ma paradoksalnie mało wspólnego.
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
@alexdelarge.inc dzięki za konstruktywny komentarz. Co do nazywania Łukaszenki batiuszką to tłumaczyłem to już wcześniej, więc nie będę się do tego odnosił. Ale to co napisałeś...alexdelarge.inc napisał:(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.zapewne kiedyś gdzieś weszło mi do głowy i tak zostało. Czyli kiedyś coś w tym jednak było, że ludzie "pieszczotliwie" go tak nazywali - wg. właśnie traktując jako "Ojca chrzestnego", "władcę" (w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Broń Bożę, że nie było moim celem w żaden sposób promowanie jego osoby.
Stojąc wcześniej na przystanku zwróciłem uwagę na kolejną ciekawą płaskorzeźbę, chciałem tam wrócić, przy okazji ogrzałem się przy kawie w KFC. Trzeba przyznać że płaskorzeźba przedstawiająca socjalistycznych bohaterów proletariatu wieńcząca symbol "zgniłego kapitalizmu" KFC wygląda osobliwie ;).
Jestem niedaleko ratusza, nadrabiam więc zaległości i wchodzę do cerkwi św Ducha i Archikatedry NMP.
Kieruję się w stronę pałacu prezydenckiego. Wokół chodzą strażnicy w zamaszystych płaszczach, początkowo nie zwracam na nich uwagi i na pewniaka idę w stronę drzwi. Wtedy jeden z nich mnie zatrzymuje i pyta co ja robie. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że chcę wejść na 7 piętro do muzeum. Gość mówi że tu żadnego muzeum nie ma. Pokazuje mu nazwę w jęz. rosyjskim, wtedy chyba łapie o co chodzi ale i tak nie mówi że tam nie wejdę, bo zwiedzać można tylko w grupie, po wcześniejszym umówieniu się, a teraz to "nie robotaju". Zbił mnie trochę z tropu i zaskoczył. Wiedziałem że przy wejściu spisują dane z paszportu ale nigdzie nie spotkałem się z informacją, że trzeba wcześniej zgłosić chęć. Nie wiem czy to prawda, może chciał się mnie pozbyć.
Pokręciłem się jeszcze chwilę po terenie, myślałem że strażnik gdzieś sobie pójdzie to spróbuje wejść. Niestety nie dość że cały czas łazić w te i z powrotem to nie spuszczał mnie z oka. Szkoda, jedyny punkt którego nie udało mi się zrealizować.
W okolicy jest stadion Dynama Mińsk, jako zagorzałemu kibicowi nie pozostaje mi nic innego jak tam się udać. Trzeba przyznać że ładnie się prezentuje, chociaż wydaje się dosyć duży w stosunku do potencjalnego zainteresowania poczynaniami piłkarzy Dynama (chociaż BATE Borysow regularnie gra w Lidze Mistrzów) - chociaż akurat tutaj jest to mało istotne ;).
Pozostały mi czas do popołudniowego powrotu do Warszawy przeznaczam na wizytę w GUM-ie, najbardziej znanym mińskim domu towarowym. Kupuję kilka drobiazgów i kieruję się w stronę drogerii Viteks, bo słyszałem od osób które były na Białorusi (u nas na forum wspominał o tym @e-prezes), że mają tam całkiem dobrej jakości kosmetyki w bardzo przystępnych cenach, mam nadzieję że znaleźć również "mydło dla bani".
Niestety go nie ma, ale biorę kilka drobiazgów i wracam do GUM-u, bo tam je widziałem. Wprawdzie nie Viteksu, ale z braku laku...Kierując się opiniami z tripadvisora wstepuję na obiad do "Kuchmistrza", zaraz koło Domu Oficerów i czołgu.
Tak jak pisałem w odpowiednim temacie. Jest drożej, ale to zjadłem (wareniki) spełnia moje oczekiwania.
Lubię przemieszczać się metrem, dlatego zamiast spaceru po raz ostatni kupuję plastikowy żeton za 0,65 BYN i podjeżdżam na "Płoszczę Lenina". W supermarkecie przy dwrocu kupuję kilkanaście serków w czekoladzie o różnych smakach - jadłem je już kiedyś w Wilnie. Krótko mówiąc- są zajebiste ! :) Dopiero później dowiedziałem, się że w zasadzie złamałem przepisy bo na teren UE nie można wwozić przetworów mlecznych spoza Unii. Na szczęście problemów żadnych nie było, a serki - rewelka.
Lot mam o 18 40, chciałem jeszcze na spokojnie rozejżeć się na produkty bezcłowe. No dobra, chiałem zaopatrzyć się we flaszkę ;) i ewentualnie jakieś perfumy w korzystnej cenie. O 16 15 wsiadam w busa TK1400. Mijam jeszcze budynek biblioteki o której chyba słyszał każdy kto planował podróż na Białoruś. Jest to oczko w głowie batiuszki, najlepszym przykładem będzie to, że na najwyższym nominale białoruskiej waluty - 500 BYN widnieje właśnie gmach biblioteki. Na mnie szczerze mówiąc nie zrobiła ona większego wrażenia, dużo bardziej wole "stalinowski empire" ;)
Po drodze bus zatrzymuje się jeszcze na stacji Uručča (biał.Уручча), ponoć dobra opcja przy korkach na mieście, by tam wsiąść/wysiąść do/z metra. Ok. 17 jestem na lotnisku. Z mobilną kartą ide na security, podaję paszport i telefon, a pani coś do mnie mówi, nie mam pojęcia o co chodzi, mówie że "nie panimaju", na szczęście pani znalazła Ivana "my hero" który mówi po angielsku :D, który informuje mnie, że zepsuł im się skaner wczytywania kart pokładowych i prosi, żeby zgłosić się po papierową kartę na check-in.Załatwiam to ekspresowo. Kolejek nie ma, po 3 minutach jestem w airside.
Porównuje sobie ceny w rożnych sklepach bezcłowych i próbuje w internecie znaleźć informacje jak działa procedura "tax-free" bo nigdy z niej nie korzystałem, dodatkowo przy stanowisku widzę kilku Chińczyków którzy starają się po swojemu przekazać coś pani w okienku by uzyskać zwrot.
Szybko orientuję się, że faktycznie wydając min. 90 eur mogę uzyskać zwrot podatku, tyle tylko że przy wyśrubowanych cenach za perfumy bardziej opłaca się zakupić je w Polsce przez internet.
I tylko żal, że można przywieźć jedynie litr mocniejszego alkoholu, ale dobre i to ;) Lot minął mi na odpoczynku, chociaż pani z fotela obok była chyba bardzo zaaferowana lotem bo zrobiła sobie z 15 selfie i nagrywała z lampą cała procedurę odrywania się od ziemi. Poza tym pełen luz.
Flixbusa spod Pałacu Kultury mam dopiero o 22 40 w związku z tym mając do dyspozycji ok 3 h jadę coś zjeść i odwiedzić Mikkeler Bar Warsaw, bo nie miałem jeszcze okazji tam być. Do Kielc docieram po 1. I tak zakończyła się moja białoruska przygoda.
Podsumowując krótko - bardzo się cieszę że Białoruś odwiedziłem. Ciekawy poznawczo kraj, bardzo przyjemni ludzie (dużo bardziej niż na Ukrainie), jedzenie jak wszędzie na Kresach świetne, pod mój gust. Z kilku źródeł wiedziałem, że w Mińsku jest czysto. Faktycznie, jest bardzo czysto i schludnie.
W związku z tym, że Mińsk znajduje się na liście trzech miast, które najbardziej ucierpiały podczas działań IIWŚ, budowę tkanki miejskiej w zasadzie rozpoczęto od samego początku. Jest w związku z tym dużo miejsca, ulice i chodniki szerokie, jest bardzo dużo wolnej przestrzeni w postaci skwerów i placów, sporo terenów zielonych, więc do spacerowania nadaje się idealnie.Wszędzie czułem się bardzo bezpiecznie, zarówno dzień jak i w nocy
Jak zaobserwowaliście na zdjęciach (a uwierzcie że to mały wycinek "budowli dla mas"), miasto ze względu na swoją zabudowę jest dosyć specyficzne a przez to unikalne. Mnie bardzo przypadło do gustu. Trzymam kciuki by wniosek o wpisanie całej socrealistycznej zabudowy Mińska został wpisany na listę UNESCO się powiódł.
Zachęciło mnie to też do odwiedzenia tej "bliższej" nam Białorusi - Grodna i Brześcia. Pewnie już nie samolotem, ale jest to bardziej niż pewne że w najbliżej przyszłości się tam pojawię. Białoruś zrobiła na mnie o wiele lepsze wrażenie niż Ukraina. Wizytacja u batiuszki zakończyła się więc sukcesem ;)
Dzięki że dobrnęliście do końca. Za wszelkie uwagi, pozytywne i krytyczne jestem wdzięczny bo to znak, że oprócz mnie ktoś miał ochotę tę relację przeczytać.