+1
Kravkrk 29 maja 2019 14:21
Pomysł na odwiedzenie naszego wschodniego, najmniej chyba eksplorowanego przez szersze grono podróżnicze, zrodził się na bazie jednej z wrzutek na naszym forum, a konkretnie tej
warszawa-waw-minsk-msq-292zl-rt-weekend-majowka,232,137358&p=1171951&hilit=msq#p1171951
(przy okazji dzięki @SJK za wrzutkę) .

Sprawdziwszy uprzednio jak wygląda sprawa z wjazdem na Białoruś (do 5 dni samolotem na główne lotnisko = brak wymogu posiadania wizy, a nawet 30 dni jak słusznie uściślił @pabien) dostępność biletów na majówkę co mocno ułatwiało ogarnięcie tematów zawodowych i tylko jeden dzień urlopu poszedł enter i tak stałem się szczęśliwym posiadaczem biletów na trasie WAW-MSQ-WAW (w tym miejscu podziękowania dla @seal, który pomógł w ogarnięciu biletów ;) .
Teraz wystarczyło tylko przekonać żonę, że samemu na Białoruś to nic takiego, tam jest normalnie i nie chodzą po ulicach białe niedźwiedzie i nie każdy „Sasza” myśli tylko o tym, że chce Cię okraść/zabić i że jest tam bezpiecznie :D .Rozmawiając ze znajomymi z pracy, większość na hasło „Białoruś w pojedynke” zrobiło oczy i „ale nie boisz się”? Na nic tłumaczenia, że jadę tam zwiedzać a nie protestować w sprawie łamania praw obywatelskich i wszechobecnego zamordyzmu (którego nie ma)Ale stereotypów jak widać nie tak łatwo się pozbyć.

Natomiast do momentu przyjazdu do Mińska był to dla mnie trochę inny wyjazd, trochę jednak bardziej egzotyczny niż podróżowanie po Europie Zachodniej/Środkowej. Trochę mnie ta Białoruś rajcowała, właśnie ze względu na relatywnie mniejszy ruch turystyczny niż w Europie jaką znamy. Poza tym możliwość zobaczenia „współczesnego skansenu” i „bastionu symboli komunistycznych” i podręcznikowego przykładu zabudowy miasta w stylu „stalinowskiego empire’u” i socrealizmu dla osoby która miała 2 lata jak „skończył się w Polsce komunizm” było interesujące samo w sobie.

Czy było się czego bać ? Zapraszam do relacji.
Mimo że jestem z Krakowa, podróż rozpoczęła się nietypowo bo w Kielcach. Flixbus przyjechał punktualnie, niecałe 2 godziny później byłem w stolicy. Przesiadka na kolejkę i ok 14 byłem na lotnisku, punktualnie, idealnie tak jak chciałem (wylot 15 40).
Czekając przy bramce byłem świadkiem zabawnej sytuacji – zaraz po MSQ, ludzie tłumnie czekali na lot do Chicago. Mimo komunikatów nad bramką i głosowych, że aktualnie rozpoczyna się boarding na lot do Mińska i tak lecący za Ocean tłumnie stali z paszportami i domagali się przepuszczenia „żeby zdążyć do Czikago”, dopiero bo wielokrotnym tłumaczeniu, że to lot nie do „Czikago” odpuszczali, ale niesmak na twarzy pozostawał :D
Lot przebiegł bez żadnych komplikacji, nie licząc tego że zamiast prince polo dostałem już grześki :? .

Image
Image

Około 17 45 byłem terytorium Republiki Białorusi. Ku mojemu zaskoczeniu kontrola paszportowa przebiegła bardzo szybko i sprawnie. Wiedziałem, że ubezpieczenie turystyczne akceptowane przez tamtejsze władze jest koniecznie, ale jednak zaskoczyła mnie prośba o okazanie go przy kontroli.
Jako że byłem sam, interesowała mnie opcja ekonomiczna dojazdu do centrum, taxi odpadało. Akurat przy wychodzeniu z terminala podjechał busik 1400-TK. Bilet w cenie 4 BYN i po ok 50 min byłem na dworcu Minsk pasażyrski.
Przywitały mnie „Wrota Mińska” i od razu poczułem się jakbym był pod Hutą im. T.Sendzimira (dawniej Lenina) w Nowej Hucie :lol:

Image

Image


Był wieczór, a plan na następny dzień zakładał podróż do Nieświeża i Miru. Nie miałem zarezerwowanego żadnego transportu z oczywistych względów. Z wcześniej pozyskanych informacji wiedziałem, że jest autobus o 7 50, który o 9 30 jest w Nieświeżu.

Pewny swego podchodzę do kasy i proszę o jeden bilet i dostaję dzwona, bo pani w kasie mówi że autobus pełny i nie ma miejsc....Wolne miejsca były na kolejny kurs, o 12 30….co zupełnie odpadało, bo nie zdążyłbym obskoczyć Nieświeża i Miru jednego dnia.
Różnych rzeczy mogłem się spodziewać, ale raczej nie tego, że zabraknie biletów na autobus. Podziękowałem i zdezorientowany zastanawiałem się co dalej robić. Podszedłem do informacji, chyba po to by się upewnić, że po angielsku na Białorusi sobie nie pogadam (miałem rację). Na moją korzyść działał fakt, że w miarę znam cyrylicę i bukwy (chociaż czasem mi się mylą) a że polski i białoruski to ta sama grupa językowa, łamanym dialektem polsko-rosyjsko-białoruskim próbowałem dowiedzieć się czy istnieje alternatywna forma transportu do Nieświeża.
Pani w okienku była bardzo miła, nie można powiedzieć, i zupełnie nie przejmowała się, że mało co rozumiem z tego co do mnie mówi. Ale słowa klucze wyłapałem, resztę dorozumiałem z kontekstu. Słowem kluczem była „Haradzieja”. Wtedy przypomniałem sobie, że w przewodniku czytałem, że do Nieświeża można się dostać właśnie przez tą wieś, dzieli je ok 15 km. Natomiast przez Haradzieję przejeżdżają niemal wszystkie pociągi w kierunku Brześcia, co z resztą można sprawdzić na stronie białoruskich kolei http://www.rw.by.
Robiło się coraz później, a ja wciąż nie wiedziałem czy zmieniać plany i zostać w Mińsku (na ewentualną podróż miałem jeszcze jeden wolny dzień) czy jednak podjąć wyzwanie. Wybrałem to drugie, ale bez dostępu do internetu nie mogłem się obejść. Znalazłem najbliższy salon Velcom (ok 5 min od dworca, Michaljauski zavulak 4) gdzie za 5 BYN dostałem 500 mb internetu. Przy zawieraniu umowy trzeba okazać paszport. Tu drobna uwaga – znalazłem Velcom w galerii Galileo przy dworcu, pani tłumaczyła, że oni nie mają opcji zawierania umowy w taryfie Privet, która mnie interesowała.
Wróciłem na dworzec kontynuować szukanie. Pociągów przejeżdżających przez Haradzieję faktycznie było sporo (ok 3 na godzinę), problem w tym, że totalnie nie miałem pojęcia co dalej i jak z Haradzieji dostać się do Nieświeża. Założyłem że muszą być jakieś marszrutki, ale wiadomo w internecie (nawet białorusko i rosyjskojęzycznym) informacji nie znajdę. Ciśnienie i zapędy mi zeszły, podszedłem do sprawy pragmatycznie – jak się uda dostać to spoko, jak w ciągu 1-2 godzin nic nie znajdę to albo idę z buta albo w ostateczności wezmę taxi).
Pierwsza rzecz jaka mnie uderzyła w Mińsku to kolejki…Kolejki do kasy, kolejki do wymiany waluty, kolejki by kupić czeburka. Po odstaniu swojego kupiłem bilet w 2 klasie zwykłej (były jeszcze coupe, miejsce na leżąco, ale na 1,5 h jazdy stwierdziłem że nie ma to sensu). O 9 30 miałem być w Haradzieji. Koszt 5,59 BYN.
Tymczasem po opuszczeniu dworca udałem się na krótki spacer słynnym Prospektem Niepodległości (Prospekt Nezavistimosti) zobaczyć w końcu tę unikalną socrealistyczną zabudowę. I nie zawiodłem się.

Niby widziałem trochę na zdjęciach, niby wiedziałem czego się spodziewać. Ale jednak było trochę „wow” jak na Placu Niezależności przed oczyma ukazał mi się Wódz Rewolucji i ogromne „gmaszyska” dla ludu: budynek białoruskiego parlamentu i Uniwersytetu.

Image

Image

Image


Zapadł zmrok, nie było w zasadzie nikogo w okolicy, jak podszedłem bliżej z aparatem przechadzający strażnik dał mi do zrozumienia, że nie wolno robić zdjęć. Stwierdziłem, że nie ma sensu się burzyć i tak zdjęciem z wujkiem Wołodią sobie zrobię, za dnia.

Musze przyznać, że zabudowa, mimo swej brzydoty ma swój klimat. Jak ktoś kiedyś stwierdził – jest tak brzydka że aż ładne ;) Całość w nocy jest ładnie oświetlona i prezentuje się jeszcze lepiej niż za dnia.
Kilka kroków dalej jest warty odwiedzenia kościół św. Szymona i Heleny, ze względu na swoja zabudowę zwany „czerwonym kościołem”, zbudowany na początku XX w. Jest nawet napis w języku polskim. Stoi tam też pomnik Jana Pawła II. W odległości ok 100 m mamy zatem Wodza Rewolucji i Papieża-polaka, który miał swój istotny wkład w rozpad systemu komunistycznego. Ciekawe połączenie trzeba przyznać.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dotarłem do budynku, w której siedzibę ma jedna z najbardziej ponurych instytucji białoruskiego państwa – KGB.


Image
Naprzeciwko znajduje się pomnik kolejnej postaci, na widok której normalny człowiek pomyśli „ale jak ?!?”.
Tak, naprzeciwko siedziby mińskiego KGB znajduje się popiersie twórcy sowieckieckiego aparatu terroru, pierwszej rosyjskiej służby specjalnej w nowoczesnym tego słowa znaczeniu – Czeka, zbrodniarza, komunisty, wyjątkowej kanalii – Feliksa Dzierżyńskiego. Miejsce na pomnik faktycznie wybrano idealnie.



Image


Zniesmaczony poszedłem dalej, po krótkim spacerze dotarłem do otwartego jeszcze supermarketu zaopatrzyć się na śniadanie (otwarty sklep do 23, Prospekt Niepodległości 23, na piętrze).
Zważywszy że nocleg miałem w pewnej odległości od centrum a kolejnego dnia przed 8 musiałem być na dworcu i pomyśleć nad planem w przypadku nie dotarcia do Nieświeża.
Z najbliżej stacji metra Kupalowskaya, czerwoną linią ruszyłem w stronę Hotelu Turist na Prospekcie Partyzantów. Niewątpliwym jego atutem jest ulokowanie tuż przy stacji metra Partizanskaya. Naprzeciwko jest duży dom towarowy „Belarus”. Po 10 min jazdy metrem byłem na miejscu.
Szybki check-in (tutaj po raz pierwszy i ostatni mogłem swobodnie rozmawiać po angielsku) i sprawdzenie jak dostać się na dworzec nazajutrz i należny odpoczynek. Dziewczyna z recepcji była miła dlatego poprosiłem czy mogła sprawdzić czy możliwe jest znalezienie informacji o transporcie z Haradzieji do Nieświeża. Znalazła jedynie informację o wspomnianym wcześniej autobusie o 12.
Hotel jak widać lata świetności miał na początku lat 90', zewnątrz i wewnątrz. Ale jest czystko i obsługa mówi po angielsku. Nawiasem mówiąc, trochę miałem inne wyobrażenie nt. cen noclegów w Mińsku. Spodziewałem się jednak, że jest taniej pod tym względem (choć może termin majówkowy zrobił swoje).


Image

Image

Czy udało mi się koniec końców odwiedzić Nieśwież i Mir – w następnym odcinku ;)Następnego dnia pobudka o 6 45, szybkie śniadanie i wyruszam w stronę dworca. Na szczęście droga jest bardzo prosta. Wsiadam na Partyzanskaja w czerwoną linię metra. 4 przystanki dalej na Kupalowskaya, który jest węzłem przesiadkowym z drugą, niebieską linią.

Tutaj ciekawostka – jako że w Mińsku nazwy przystanków są stosowane w języku białoruskim i rosyjskim, stacja Oktiabrskaya w zasadzie ma dwie nazwy: Oktiabrskaya i Kastrycniskaya (z ros. Oktyabra – październik; z białorus. Kastrycnika – październik).

Drugą ciekawostką o której wcześniej nie wiedziałem to, że język rosyjski jest wpisany w białoruską konstytucję jako równorzędny białoruskiemu język urzędowy. I w zasadzie z tego co się zdążyłem zorientować raczej każdy posługuje się rosyjskim. Duży wpływ na taki stan rzecz ma oczywiście batiuszka Aleksandr. Oczywiście oficjalnie podkreśla on równy status obu języków, natomiast w praktyce nauka białoruskiego jest rugowana ze szkół i traktowana jest bardziej jako ciekawostka, „drugi” język.
Wracając do tematu – ze stacji o dwóch nazwiskach jeden przystanek dzielił mnie od dworca. Wysiadłem na Ploschy Lenina (pl.Lenina). Jest dosyć późno więc nawet nie zwracam uwagi na drobne, acz istotne szczegóły na tej stacji, dlatego wrócę na nią specjalnie jeszcze raz później.
Podziemnymi korytarzami docieram na peron. Nawet bez problemu udało mi się znaleźć odpowiedni peron. Chcę wsiadać do pociągu a tam….kolejka. Kilkanaście osób stoi przede mną. Co kraj to obyczaj – bilety sprawdzane są przed wejściem do pociągu, konduktor zapisuje sobie to na swojej liście i wskazuje miejsce. Zabiera bilet i następnie przy każdej stacji podchodzi do osób które wg biletu mają wysiąść i bilet oddaje.


Ja dostałem 18, zwykłe do siedzenia. Na górze były kupe czyli leżanki, fajne na dłuższą podróż bo można się bez problemu położyć. Siedzę naprzeciwko gościa, który centralnie wygląda na Angola, miałem już zagadać gdzie jedzie, po czym po kilku minutach po czym do konduktora zwrócił się płynnym rosyjskim – wtedy zrezygnowałem, poza tym wysiadł na najbliżej stacji :D

Image


Zdecydowanie polecam przejechać się białoruskimi kolejami, jest tam klimat, nie ma co :D . Czytając na dany temat w przewodnikach raczej dzielę przez pół co tam jest napisane bo często autorzy koloryzują i pokazują sprawę w jednym świetle. Przeczytałem tam m.in. że klimat polega na dosyć osobliwych zachowaniach pasażerów. Dominuje zapach kiełbasy, wódeczki, panie(zwłaszcza rano) robią makijaż, lakierki do dresów, przepocone nogi ze zdjętych butów – swojski klimat.
I fakt faktem, wszystko oprócz wódeczki było :lol:

Image

Image

Image




Nie mogłem sobie odmówić czaju w stylowej szklaneczce

Image


Miałem do przejechania 2 przystanki od Mińska: Kojdanava i Stoubcy, trzecią była Haradzieja do której dotarłem punktualnie. Wtedy nastąpił kulminacyjny moment – jak zobaczyłem tablicę z marszrutkami i wykoncypowałem jak się piszę Nieśwież to trochę mi ulżyło.

Image

Miałem godzinę czekania, nie za bardzo jest tam co do roboty, przeszedłem się chwilę zobaczyć jak mieszkają miejscowi, ale to nic specjalnego. Dopytałem w kasie swoim dialektem czy naprawdę o 10 30 jest bus do Nieświeża, pani potwierdziła ale nie chciała mi sprzedać biletu – były dwie kasy, na połączenia pociągowe i autobusowe. Ta druga otwierała się na kilkanaście minut przed planowanym odjazdem. Oczywiście planowo nikt się nie pojawił i trochę mnie to niepokoiło, ale za kilka minut pani przyszła z przerwy. Bilet do Nieświeża został wyceniony na 1,35 BYN a w cenie była podróż taką oto gablotą :)

Image

Image


Wszystko pięknie, wsiadam, odpalam na wszelki wypadek gogle maps żeby sprawdzić czy faktycznie jedzie tam gdzie chce. I ku mojemu zaskoczeniu zamiast na „ścieżce” jestem coraz dalej od celu…W myślach zastanawiam się już czy w ogóle dotrę i gdzie mnie zawiezie ten wehikuł. Nie ogarnąłem jednej rzeczy – marszrutka faktycznie jedzie do Nieświeża, ale po drodze robiło jeszcze kółko pod Kombinat cukrowniczy, wraca do Haradzieji, by za kilka minut ruszyć tam gdzie chcę. Także w cenie miałem przejażdżkę po Haradzieji i możliwość zobaczenia jednego z większych zakładów w okolicy. Po ok 20-30 minutach docieram w końcu do Nieświeża – uff, czyli jednak się udało !



Okolice dworca i taki oto „targ kwiatowy” :
Image



Image
Klasztor Bernardynów

Image

Image



W Nieświeżu miałem dwa główne punkty które chciałem koniecznie zobaczyć – oczywiście zamek, twierdza zbudowana i zamieszkiwana przez potężny w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów rodzinę Radziwiłłów, a konkretnie Mikołaja Krzysztofa Radziwilła „Sierotkę” od 1582 r oraz Kościół Bożego Ciała, ufundowany również przez tegoż w latach 1587-1593, wzorowany, a jakże w tych latach na kościele Il Gesu. Przewodniczka która mnie zaczepiła jak usłyszała że jestem z Krakowa to stwierdziła, że podobną fasadę macie w Kościele św.św. Piotra i Pawła – faktycznie, aczkolwiek krakowska świątynia jest dużo ładniej zachowana, odrestaurowana, większa i oczwyście ładniejsza ;)
Ten barowy kościół jest miejscem spoczynku wielu znamienitych reprezentantów rodu, w tym fundatora. Ciekawostka – Mikołaj Krzysztof „Sierotka” był podróżnikiem, „zanim to było modne”, był m.in. w Egipcie gdzie poznał techniki balsamowania zwłok. Po śmierci W.Lenina kilkanaście trumien w kryptach zostało zdewastowanych, prawdopodobnie by odkryć tajemnice mumifikacji i balsamowania.
W środku kościół jest bardzo ładny, warto tam zajrzeć.


Image
Image

Image

Image

Image

Image


Epitafium ku czci fundatora

Image

Image

Image

Wejście na teren zamku wiedzie przez bramę, zaraz przy niej są kasy w których polecam zaopatrzyć się w bilet na zamek. Można to zrobić zaraz przy wejściu na dziedziniec, ale tradycyjnie mogą tam tworzyć się kolejki. Do zamku prowadzi bardzo przyjemna ścieżka

Image

Image



Przed wejściem znajduje się pomnik żołnierzy poległych w czasie II Wojny Światowej (wg narracji sowieckiej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej).

Image



Zamek w Nieświeżu jest uznawany za jeden z najważniejszych zabytków na Białorusi i trzeba przyznać, że prezentuje się bardzo ładnie. Dodając do tego spacerowe ścieżki i różne pomniki i zauki – całość robi świetne wrażenie.

Image

Image
Image
Image

Image

Image


W środku jest nieźle, każdy ma swoje podejście do zwiedzania (lub nie) takich miejsc więc wrzucę tylko kilka zdjęć byście mieli ogląd czy warto czy nie warto. Wg mnie warto, nawet żeby sobie porównać jak to wygląda względem innych tego typu miejsc w Europie.


Image
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

pabien 29 maja 2019 14:27 Odpowiedz
Mała uwaga: Od 27.07.2018 okres pięciodnowy bezwizu został zamieniony na 30-to dniowy - mowa oczywiście o przylocie i wylocie przez MSQ
elwirka 31 maja 2019 14:15 Odpowiedz
Bankomatów tam nie ma?!? I po co wiozłeś funty ze sobą?!;-)
kravkrk 31 maja 2019 17:29 Odpowiedz
@elwrika - były, na każdym kroku ;) Po prostu chciałem się tych funtów pozbyć.Wzialem je z myślą że nie angazowaniu kolejnych środków tylko pozbycia się tych.Nie spodziewałem że będzie z tym jakikolwiek problem :)Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
aksum 31 maja 2019 17:42 Odpowiedz
Kravkrk napisał:Siedziba „Batiuszki” – wrócę tu jeszcze kolejnego dnia, by przekonać się czy to o czym przeczytałem faktycznie ma miejsce. Duży wpływ na taki stan rzecz ma oczywiście batiuszka AleksandrNa 7 piętrze pałacu prezydenckiego znajduje się bowiem Muzem Współczesnej Państwowości Białoruskiej. Nazwa brzmi dumnie, faktycznie znajduje się tam ponoć „ołtarzyk” dla batiuszki: zaświadczenia o wyborze na urząd prezydenta, ulotki wyborcze Łukaszenki, paszport dyplomatyczny opatrzony nr 1 czy prezenty jakie prezydent otrzymał od zagranicznych gości albo dyplomy naukowe :lol: - jednym słowem niezły paździerz,Tytuł relacji i ten zwrot jest ...... bo batiuszka - батюшка to potoczna nazwa prawosławnego księdza w cerkwi, zaś prezydent Białorusi - Aleksandr Łukaszenka jest nazywany батька - ojciec
wasil10 31 maja 2019 17:49 Odpowiedz
Coś dzwoniło, ale nie w tej.. cerkwii! :P
kravkrk 31 maja 2019 17:52 Odpowiedz
Wiem że batiuszka to pop, zabieg był celowy, zareczam. Z resztą rozmawiając że znajomymi i przeglądając internety spotkałem się wielokrotnie z nazywaniem Łukaszenki batiuszką.Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
elwirka 31 maja 2019 18:19 Odpowiedz
@Aksum A to nie jest jedno i to samo? Tylko batiuszka bardziej zdrobniale? Taki nasz "ojczulek"...
wasil10 31 maja 2019 18:46 Odpowiedz
Jako osoba ze wschodu potwierdzam :)
wtak 1 czerwca 2019 08:20 Odpowiedz
Te cmentarze sowieckie przy głównych drogach za miastem... Bykownia, Piatichatki i Kuropaty jakby organizowane wg tego samego planu. Przerażające.Koniecznie; do odwiedzenia.Ja także uważam, że Mińsk warty wycieczki. Jakby Baćka jeszcze bardziej rozlużnił reżim wizowy.
aksum 1 czerwca 2019 10:38 Odpowiedz
elwirka napisał:@Aksum A to nie jest jedno i to samo? Tylko batiuszka bardziej zdrobniale? Taki nasz "ojczulek"...Cóż niestety nie.....bo батюшка - ojciec tak mówią - zwracają na wschodzie od bardzo dawna do księdza;a батька jest to znaczenie ojca jako taty dla dzieci ....
krystoferson112 1 czerwca 2019 11:25 Odpowiedz
Bardzo ciekawa relacja, ja również uważam, że Białoruś jest o klasę wyżej zorganizowana od Ukrainy. Ludzie za każdym razem przyjaźnie się odnosili do mnie jak dowiedzieli się, że jestem z Polski. Takie ja miałem doświadczenia z 3 krotnych pobytów w tym kraju.Nic tylko odwiedzać
kravkrk 1 czerwca 2019 12:23 Odpowiedz
@wtak - dokładnie, powielany ten sam schemat. Smutne było, że spacerujesz sobie wokół tylu krzyży, gdzie zginęło tylu ludzi, a wszystko na totalnych peryferiach gdzie dosłownie obok gnają samochody. I w każdym z wymienionych przez Ciebie miejsc władze zachowują się podobnie. Z resztą problem jest szerszy - cmentarz na Rossie, gdzie polskie groby są odnawiane jak znajdą się na to polskie środki, tarcia na cmentarzu Łyczakowskim.@krystoferson112 - dzięki ;) O ile na Ukrainę lubię jeździć bo jest tanio o tyle na Białoruś wrócę z powodów poznawczych. Nie interesowałem się tym mocno, więc nie wiem na ile jeszcze tamtejszy reżim jest opresyjny w codziennym życiu, przeczytałem tylko że do dziś istnieją tam spółdzielnie produkcyjne, coś na kształt naszych PGR-ów ! Tylko bardziej nowoczesne. I jeszcze te nawiązania do "systemu słusznie minionego" na każdym kroku. Mimo wszystko wydaje mi się, że jest tam po prostu całkiem normalnie, chociaż pewnie trzeba by tam pomieszkać dłużej, żeby powiedzieć coś więcej. Drogi wydaje mi się, że są o niebo lepsze od ukraińskich, jadąc po drogach Haradzieja-Nieśwież-Mir-Mińsk na prawdę jakość dróg była bardzo zadowalająca, nie przypominam sobie żeby mną trzepało jak przy jeździe np we Lwowie czy po drodze z Kijowa do Czarnobyla.
e-prezes 6 czerwca 2019 14:10 Odpowiedz
Fajna relacja. Przyjemnie się czyta i dobrze uchwycony na zdjęciach klimat.
alexdelarge-inc 16 czerwca 2019 09:38 Odpowiedz
@‌Kravkrk‌ Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
alexdelarge-inc 16 czerwca 2019 09:40 Odpowiedz
(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu. Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach większość obywateli po prostu czeka na jego śmierć. Wątpię, żebym spotkał na Białorusi jeszcze ludzi tak na serio mówiących o nim Baćka. To be continued...
alexdelarge-inc 16 czerwca 2019 09:41 Odpowiedz
Łukaszenko jest strasznym człowiekiem, nawet informacji z wikipedii wystarczy, żeby zrozumieć dlaczego. Bardzo dziekuje kravkrk za promowanie mojego kraju tą relacją, ale, szczerze mówiąc, byłem w lekkim szoku, kiedy zobaczyłem jej nazwę. Łukaszenko na żadną promocję nie zasłużył i, mimo tego, że jest "prezydentem" Bialorusi już 25 lat, z prawdziwą Bialorusia ma paradoksalnie mało wspólnego.
alexdelarge-inc 17 czerwca 2019 05:08 Odpowiedz
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
kravkrk 17 czerwca 2019 08:02 Odpowiedz
@alexdelarge.inc dzięki za konstruktywny komentarz. Co do nazywania Łukaszenki batiuszką to tłumaczyłem to już wcześniej, więc nie będę się do tego odnosił. Ale to co napisałeś...alexdelarge.inc napisał:(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.zapewne kiedyś gdzieś weszło mi do głowy i tak zostało. Czyli kiedyś coś w tym jednak było, że ludzie "pieszczotliwie" go tak nazywali - wg. właśnie traktując jako "Ojca chrzestnego", "władcę" (w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Broń Bożę, że nie było moim celem w żaden sposób promowanie jego osoby.