Mnie najbardziej podobał się oryginalny stół bilardowy z końca XIX w. i „maszyny” do generowania różnych odgłosów np. „deszczu” (Radziwiłłowie lubowali się w myślistwie).
Pogoda zachęcała do spacerowania, niestety musiałem się sprężyć bo o 14 25 miał jechać autobus do Miru. Ale większość terenu udało mi się obejrzeć.
Tzw. „Wyspa Miłości”
W drodze powrotnej na dworzec mijam jeszcze „Bramę Słucką” prowadząca niegdyś do miasta. We wnętrzu można znaleźć tablicę w jęz. Polskim z II poł. XVIII w.
Lew obrońca miasta
Docieram na dworzec. Po przybyciu do Nieświeża chciałem się zabezpieczyć i kupić na zaś bilet do Miru. Oczywiście nie było to możliwe, pani z okienka nr 2 powiedziała, że kasa nr 1 otwiera się o 14 10 i wtedy będzie można kupić bilet. Przeczuwałem w związku z tym kłopoty. Autobus jechał na trasie Soligorsk-Grodno. I miałem rację. O 14 15 przede mną w kolejce było jakieś 15 osób. 10 minut do odjazdu. Postałem chwilę i stwierdziłem że to nie ma sensu, ide pod autobus, kupię bilet u kierowcy. I sumie dobrze zrobiłem, inaczej mógłbym planować jak wrócić do Mińska bo nic innego o sensownej godzinie tego dnia do Miru nie jechało.
Na chętnych w busie z ok. 20 miejscami siedzącymi było na oko 35-40 osób. Postanowiłem wbić się do środka i zająć miejsce obok jednej z licznych babuszek, a jak ruszymy dopiero zalegalizować swoją jazdę. Kierowca jak zobaczył ile osób władowało się do marszrutki delikatnie mówiąc nie był zadowolony
:lol: powiedział że nie pojedzie i żeby wszyscy którzy stoją wyszli. To naturalnie spowodowało kontrakcję i ci z pewną dozą asertywności jednak zostali, część odpuściła. Zrobił się taki kocioł, że dla własnego bezpieczeństwa nie wychylałem się - „poproszę jeden bilecik” mogło nie zadziałać dobrze na prowadzącego
:D. W sumie więc jechałem za darmo, dopiero na przystanku w Mirze gdzie sporo osób wysiadło wrzuciłem 2 BYN i oddaliłem się szybko z miejsca zdarzenia. Najważniejsze że udało się dotrzeć do 2 punktu dnia.
Autobus zatrzymuje się na placu targowym, budynek „dworca” jest zaadaptowany w jednym z domów. Kolejny raz chciałem zabezpieczyć się i mieć pewny powrót do Mińska, kolejny raz zderzenie ze ścianą – „bilet tylko u kierowcy”. No dobra, przynajmniej się upewniłem że ostatni autobus jadący na trasie Nowogródek-Mińsk o 19 25 rzeczywiście jedzie, chociaż znów pojawiła się niepewność czy aby uda mi się tym razem do niego załadować.
Zwróciłem uwagę na niepozorny kościół katolicki stojący u wylotu z placu i napis m.i.in w języku polskim więc wszedłem na chwilę. Zaczepiła mnie pani, najpierw po rosyjsku, następnie po polsku. Okazuje się, że na parafii jest od lat 80’ i opiekuje się nim. W kościele co tydzień odprawiana jest msza, parafia liczy 7 rodzin, kilka z nich ma polskie korzenie. Ksiądz proboszcz jest Białorusinem, ale rozumie i mówi po polsku bo spędził u nas kilka lat. Udało mu się głównie środkami ofiar osób prywatnych i przy wsparciu polskiego Kościoła wyremontować i odrestaurować wnętrze. Fasada również prosi się o remont, ale środków brakuje. Kilka lat temu ksiądz miał jeszcze swoją plebanie, obecnie znajduje się tam kawiarnia (Drogova Zamkov, zaraz przy kościele), a ksiądz wynajmuje pokój.
Życząc wszystkiego dobrego ruszyłem dalej, bo nie byłem pewien ile czasu zajmie mi spacer po okolicy, a chciałem być na „dworcu” odpowiednio wcześniej, na wszelki wypadek. Miasteczko, właściwie wieś jest bardzo mała, spacer z dworca pod zamek trwa nie więcej niż 10 min. Zamek okala teren spacerowy i sztuczne jezioro, całość ładnie zachowana i pielęgnowana prezentuje się przyjemnie dla oka.
Można wejść na mury do krypt i do środka. Ja przeczytawszy co można tam zobaczyć odpuściłem i pospacerowałem po okolicy korzystając z ładnej pogody i widokówkowych krajobrazów. Na dziedziniec można wejście bezpłatnie.
Za zamkiem jest ładna kapliczka Świętopełk-Mirskich zbudowana w stylu modernistycznym na początku XX w. z duża mozaiką Chrystusa Pantokratora.
Czasu jaki miałem było zdecydowanie aż nadto. Chytry plan zakładał możliwie wcześniejszy powrót do Mińska i tam wstąpienie do polecanego przez forumowiczów lokalu „Vasiliki”do którego poprzedniego wieczoru nie udało mi się wejść ze względu na kolejkę na ok 45 min. Oczywiście nic z tego nie wyszło, było ok 16 45, autobus do Mińska odjechał o 16 25 (tak mi się przynajmniej wydawało z tego co zrozumiałem. Miałem więc ponad 2 godziny które jakoś trzeba było zagospodarować. W jednej z okolicznych knajpek wstąpiłem coś zjeść i napić się bardzo lubianego przez mnie kwasu chlebowego. Za placki i kwas zapłaciłem 9,7 BYN.
Mir znany był kiedyś z zamieszkiwania przez przedstawicieli różnych religii, w tym spora społeczność żydowska. Ślady po niej można znaleźć na ulicy Kirowa do której prowadzi głowna ulica Krasnoarmiejska.
W dawnej jesziwie mieści się obecnie poczta.
Dawna synagoga główna to teraz hotel „Mirski Posad”
Powoli zbliżała się godzina odjazdu, na przystanku raptem 5-6 osób, co dobrze wróżyło. Autobus miał lekkie opóźnienie, ale co najważniejsze, był niemal pusty ! Czyli jednak nie zostanę w Mirze na noc (chwała Bogu
:P ). Zapłaciwszy 6,06 BYN kierowcy o wyglądzie gangstera w berecie na głowie i w rytmie białoruskiego disco ruszyłem w drogę powrotną. Po 21 byłem na pasażyrskim. Podobał mi się Mińsk wieczorem, mimo zmęczenia poszedłem jeszcze na krótki spacer i uzupełnienie zapasów wodno-żywnościowych. Na mieście w wielu miejscach widać było już przygotowania do ważnego tutejszego święta – Dzień Zwycięstwa 9 maja.
Wstąpiłem też do środka kościoła św.św. Heleny i Szymona
Po intensywnym dniu miałem ochotę jeszcze na jakieś piwko, ale wygrała opcja hotelowa ze względu na zmęczenie. To był udany dzień, cieszę się że udało się wszystko zrealizować tak jak chciałem.
Trafiłem na dobrą pogodę co było istotne, bo prognoza zakładała opady przez następne dwa dni. Łatwiej było sobie z tym poradzić w mieście niż tu na prowincji. Kolejny dzień zakładał intensywne zwiedzanie Mińska.Zwiedzanie następnego dnia rozpoczynam od kolejnych budowli „dla ludu” : Pałacu Republiki (pełni funkcję Sali koncertowej i Pałac Kultury Związków Zawodowych. Zwłaszcza ta druga przyciąga wzrok stylem nawiązując do budowli greckich z charakterystycznymi kolumnami i tympanonem, na którym, a jakże, zamiast greckich bogów mamy przedstawicieli proletariatu i ludu pracującego miast i wsi. A wszystko to na Placu Październikowym.
Znajduje się tu też tzw. „kilometr zerowy” czyli punkt od którego liczone są wszystkie odległości do Mińska na drogowskazach.
Przechodząc przejściem podziemnym można zobaczyć kolejny gmach: Centralny Dom Oficerów a także pomnik….czołgu. Konkretnie flagowego radzieckiego czołgu T-34, symbolizujący „wyzwolenie” Mińska przez czerwonoarmistów w 1944 r.
Siedziba „Batiuszki” – wrócę tu jeszcze kolejnego dnia, by przekonać się czy to o czym przeczytałem faktycznie ma miejsce. Na 7 piętrze pałacu prezydenckiego znajduje się bowiem Muzem Współczesnej Państwowości Białoruskiej. Nazwa brzmi dumnie, faktycznie znajduje się tam ponoć „ołtarzyk” dla batiuszki: zaświadczenia o wyborze na urząd prezydenta, ulotki wyborcze Łukaszenki, paszport dyplomatyczny opatrzony nr 1 czy prezenty jakie prezydent otrzymał od zagranicznych gości albo dyplomy naukowe
:lol: - jednym słowem niezły paździerz, muszę to zobaczyć
:D
Kolejnym mój cel to „Górne miasto” ,dzielnica historyczna położona na terenie niegdysiejszego zamku (miasto w swoich dziejach zostało co najmniej 6 razy doszczętnie zniszczone, toteż po zamku nie ma obecnie ani śladu). Dzielnica została zaplanowana w XVI w. w związku z nadaniem dla Mińska praw lokacyjnych (prawa magdeburskiego) w 1499 r. Mieści się tu m.in. ratusz, oczywiście odbudowany współcześnie. Szczerze mówiąc była to najmniej ciekawa część białoruskiej stolicy.
W bliskiej odległości są monumenty: wójta z kluczem do bram miasta, kupców ważących towary, koń z dorożką oraz postacie Stanisława Moniuszki i Wincenta Dunin-Marcinkiewicza.
@elwrika - były, na każdym kroku
;) Po prostu chciałem się tych funtów pozbyć.Wzialem je z myślą że nie angazowaniu kolejnych środków tylko pozbycia się tych.Nie spodziewałem że będzie z tym jakikolwiek problem
:)Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
Kravkrk napisał:Siedziba „Batiuszki” – wrócę tu jeszcze kolejnego dnia, by przekonać się czy to o czym przeczytałem faktycznie ma miejsce. Duży wpływ na taki stan rzecz ma oczywiście batiuszka AleksandrNa 7 piętrze pałacu prezydenckiego znajduje się bowiem Muzem Współczesnej Państwowości Białoruskiej. Nazwa brzmi dumnie, faktycznie znajduje się tam ponoć „ołtarzyk” dla batiuszki: zaświadczenia o wyborze na urząd prezydenta, ulotki wyborcze Łukaszenki, paszport dyplomatyczny opatrzony nr 1 czy prezenty jakie prezydent otrzymał od zagranicznych gości albo dyplomy naukowe
:lol: - jednym słowem niezły paździerz,Tytuł relacji i ten zwrot jest ...... bo batiuszka - батюшка to potoczna nazwa prawosławnego księdza w cerkwi, zaś prezydent Białorusi - Aleksandr Łukaszenka jest nazywany батька - ojciec
Wiem że batiuszka to pop, zabieg był celowy, zareczam. Z resztą rozmawiając że znajomymi i przeglądając internety spotkałem się wielokrotnie z nazywaniem Łukaszenki batiuszką.Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
Te cmentarze sowieckie przy głównych drogach za miastem... Bykownia, Piatichatki i Kuropaty jakby organizowane wg tego samego planu. Przerażające.Koniecznie; do odwiedzenia.Ja także uważam, że Mińsk warty wycieczki. Jakby Baćka jeszcze bardziej rozlużnił reżim wizowy.
elwirka napisał:@Aksum A to nie jest jedno i to samo? Tylko batiuszka bardziej zdrobniale? Taki nasz "ojczulek"...Cóż niestety nie.....bo батюшка - ojciec tak mówią - zwracają na wschodzie od bardzo dawna do księdza;a батька jest to znaczenie ojca jako taty dla dzieci ....
Bardzo ciekawa relacja, ja również uważam, że Białoruś jest o klasę wyżej zorganizowana od Ukrainy. Ludzie za każdym razem przyjaźnie się odnosili do mnie jak dowiedzieli się, że jestem z Polski. Takie ja miałem doświadczenia z 3 krotnych pobytów w tym kraju.Nic tylko odwiedzać
@wtak - dokładnie, powielany ten sam schemat. Smutne było, że spacerujesz sobie wokół tylu krzyży, gdzie zginęło tylu ludzi, a wszystko na totalnych peryferiach gdzie dosłownie obok gnają samochody. I w każdym z wymienionych przez Ciebie miejsc władze zachowują się podobnie. Z resztą problem jest szerszy - cmentarz na Rossie, gdzie polskie groby są odnawiane jak znajdą się na to polskie środki, tarcia na cmentarzu Łyczakowskim.@krystoferson112 - dzięki
;) O ile na Ukrainę lubię jeździć bo jest tanio o tyle na Białoruś wrócę z powodów poznawczych. Nie interesowałem się tym mocno, więc nie wiem na ile jeszcze tamtejszy reżim jest opresyjny w codziennym życiu, przeczytałem tylko że do dziś istnieją tam spółdzielnie produkcyjne, coś na kształt naszych PGR-ów ! Tylko bardziej nowoczesne. I jeszcze te nawiązania do "systemu słusznie minionego" na każdym kroku. Mimo wszystko wydaje mi się, że jest tam po prostu całkiem normalnie, chociaż pewnie trzeba by tam pomieszkać dłużej, żeby powiedzieć coś więcej. Drogi wydaje mi się, że są o niebo lepsze od ukraińskich, jadąc po drogach Haradzieja-Nieśwież-Mir-Mińsk na prawdę jakość dróg była bardzo zadowalająca, nie przypominam sobie żeby mną trzepało jak przy jeździe np we Lwowie czy po drodze z Kijowa do Czarnobyla.
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.
Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach większość obywateli po prostu czeka na jego śmierć. Wątpię, żebym spotkał na Białorusi jeszcze ludzi tak na serio mówiących o nim Baćka. To be continued...
Łukaszenko jest strasznym człowiekiem, nawet informacji z wikipedii wystarczy, żeby zrozumieć dlaczego. Bardzo dziekuje kravkrk za promowanie mojego kraju tą relacją, ale, szczerze mówiąc, byłem w lekkim szoku, kiedy zobaczyłem jej nazwę. Łukaszenko na żadną promocję nie zasłużył i, mimo tego, że jest "prezydentem" Bialorusi już 25 lat, z prawdziwą Bialorusia ma paradoksalnie mało wspólnego.
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
@alexdelarge.inc dzięki za konstruktywny komentarz. Co do nazywania Łukaszenki batiuszką to tłumaczyłem to już wcześniej, więc nie będę się do tego odnosił. Ale to co napisałeś...alexdelarge.inc napisał:(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.zapewne kiedyś gdzieś weszło mi do głowy i tak zostało. Czyli kiedyś coś w tym jednak było, że ludzie "pieszczotliwie" go tak nazywali - wg. właśnie traktując jako "Ojca chrzestnego", "władcę" (w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Broń Bożę, że nie było moim celem w żaden sposób promowanie jego osoby.
Mnie najbardziej podobał się oryginalny stół bilardowy z końca XIX w. i „maszyny” do generowania różnych odgłosów np. „deszczu” (Radziwiłłowie lubowali się w myślistwie).
Pogoda zachęcała do spacerowania, niestety musiałem się sprężyć bo o 14 25 miał jechać autobus do Miru. Ale większość terenu udało mi się obejrzeć.
Tzw. „Wyspa Miłości”
W drodze powrotnej na dworzec mijam jeszcze „Bramę Słucką” prowadząca niegdyś do miasta. We wnętrzu można znaleźć tablicę w jęz. Polskim z II poł. XVIII w.
Lew obrońca miasta
Docieram na dworzec. Po przybyciu do Nieświeża chciałem się zabezpieczyć i kupić na zaś bilet do Miru. Oczywiście nie było to możliwe, pani z okienka nr 2 powiedziała, że kasa nr 1 otwiera się o 14 10 i wtedy będzie można kupić bilet. Przeczuwałem w związku z tym kłopoty. Autobus jechał na trasie Soligorsk-Grodno.
I miałem rację. O 14 15 przede mną w kolejce było jakieś 15 osób. 10 minut do odjazdu. Postałem chwilę i stwierdziłem że to nie ma sensu, ide pod autobus, kupię bilet u kierowcy. I sumie dobrze zrobiłem, inaczej mógłbym planować jak wrócić do Mińska bo nic innego o sensownej godzinie tego dnia do Miru nie jechało.
Na chętnych w busie z ok. 20 miejscami siedzącymi było na oko 35-40 osób. Postanowiłem wbić się do środka i zająć miejsce obok jednej z licznych babuszek, a jak ruszymy dopiero zalegalizować swoją jazdę. Kierowca jak zobaczył ile osób władowało się do marszrutki delikatnie mówiąc nie był zadowolony :lol: powiedział że nie pojedzie i żeby wszyscy którzy stoją wyszli. To naturalnie spowodowało kontrakcję i ci z pewną dozą asertywności jednak zostali, część odpuściła. Zrobił się taki kocioł, że dla własnego bezpieczeństwa nie wychylałem się - „poproszę jeden bilecik” mogło nie zadziałać dobrze na prowadzącego :D. W sumie więc jechałem za darmo, dopiero na przystanku w Mirze gdzie sporo osób wysiadło wrzuciłem 2 BYN i oddaliłem się szybko z miejsca zdarzenia.
Najważniejsze że udało się dotrzeć do 2 punktu dnia.
Autobus zatrzymuje się na placu targowym, budynek „dworca” jest zaadaptowany w jednym z domów. Kolejny raz chciałem zabezpieczyć się i mieć pewny powrót do Mińska, kolejny raz zderzenie ze ścianą – „bilet tylko u kierowcy”. No dobra, przynajmniej się upewniłem że ostatni autobus jadący na trasie Nowogródek-Mińsk o 19 25 rzeczywiście jedzie, chociaż znów pojawiła się niepewność czy aby uda mi się tym razem do niego załadować.
Zwróciłem uwagę na niepozorny kościół katolicki stojący u wylotu z placu i napis m.i.in w języku polskim więc wszedłem na chwilę. Zaczepiła mnie pani, najpierw po rosyjsku, następnie po polsku. Okazuje się, że na parafii jest od lat 80’ i opiekuje się nim. W kościele co tydzień odprawiana jest msza, parafia liczy 7 rodzin, kilka z nich ma polskie korzenie. Ksiądz proboszcz jest Białorusinem, ale rozumie i mówi po polsku bo spędził u nas kilka lat. Udało mu się głównie środkami ofiar osób prywatnych i przy wsparciu polskiego Kościoła wyremontować i odrestaurować wnętrze. Fasada również prosi się o remont, ale środków brakuje. Kilka lat temu ksiądz miał jeszcze swoją plebanie, obecnie znajduje się tam kawiarnia (Drogova Zamkov, zaraz przy kościele), a ksiądz wynajmuje pokój.
Życząc wszystkiego dobrego ruszyłem dalej, bo nie byłem pewien ile czasu zajmie mi spacer po okolicy, a chciałem być na „dworcu” odpowiednio wcześniej, na wszelki wypadek. Miasteczko, właściwie wieś jest bardzo mała, spacer z dworca pod zamek trwa nie więcej niż 10 min.
Zamek okala teren spacerowy i sztuczne jezioro, całość ładnie zachowana i pielęgnowana prezentuje się przyjemnie dla oka.
Można wejść na mury do krypt i do środka. Ja przeczytawszy co można tam zobaczyć odpuściłem i pospacerowałem po okolicy korzystając z ładnej pogody i widokówkowych krajobrazów. Na dziedziniec można wejście bezpłatnie.
Za zamkiem jest ładna kapliczka Świętopełk-Mirskich zbudowana w stylu modernistycznym na początku XX w. z duża mozaiką Chrystusa Pantokratora.
Czasu jaki miałem było zdecydowanie aż nadto. Chytry plan zakładał możliwie wcześniejszy powrót do Mińska i tam wstąpienie do polecanego przez forumowiczów lokalu „Vasiliki”do którego poprzedniego wieczoru nie udało mi się wejść ze względu na kolejkę na ok 45 min.
Oczywiście nic z tego nie wyszło, było ok 16 45, autobus do Mińska odjechał o 16 25 (tak mi się przynajmniej wydawało z tego co zrozumiałem. Miałem więc ponad 2 godziny które jakoś trzeba było zagospodarować. W jednej z okolicznych knajpek wstąpiłem coś zjeść i napić się bardzo lubianego przez mnie kwasu chlebowego. Za placki i kwas zapłaciłem 9,7 BYN.
Mir znany był kiedyś z zamieszkiwania przez przedstawicieli różnych religii, w tym spora społeczność żydowska. Ślady po niej można znaleźć na ulicy Kirowa do której prowadzi głowna ulica Krasnoarmiejska.
W dawnej jesziwie mieści się obecnie poczta.
Dawna synagoga główna to teraz hotel „Mirski Posad”
Powoli zbliżała się godzina odjazdu, na przystanku raptem 5-6 osób, co dobrze wróżyło. Autobus miał lekkie opóźnienie, ale co najważniejsze, był niemal pusty ! Czyli jednak nie zostanę w Mirze na noc (chwała Bogu :P ). Zapłaciwszy 6,06 BYN kierowcy o wyglądzie gangstera w berecie na głowie i w rytmie białoruskiego disco ruszyłem w drogę powrotną. Po 21 byłem na pasażyrskim. Podobał mi się Mińsk wieczorem, mimo zmęczenia poszedłem jeszcze na krótki spacer i uzupełnienie zapasów wodno-żywnościowych. Na mieście w wielu miejscach widać było już przygotowania do ważnego tutejszego święta – Dzień Zwycięstwa 9 maja.
Wstąpiłem też do środka kościoła św.św. Heleny i Szymona
Po intensywnym dniu miałem ochotę jeszcze na jakieś piwko, ale wygrała opcja hotelowa ze względu na zmęczenie. To był udany dzień, cieszę się że udało się wszystko zrealizować tak jak chciałem.
Trafiłem na dobrą pogodę co było istotne, bo prognoza zakładała opady przez następne dwa dni. Łatwiej było sobie z tym poradzić w mieście niż tu na prowincji. Kolejny dzień zakładał intensywne zwiedzanie Mińska.Zwiedzanie następnego dnia rozpoczynam od kolejnych budowli „dla ludu” : Pałacu Republiki (pełni funkcję Sali koncertowej i Pałac Kultury Związków Zawodowych. Zwłaszcza ta druga przyciąga wzrok stylem nawiązując do budowli greckich z charakterystycznymi kolumnami i tympanonem, na którym, a jakże, zamiast greckich bogów mamy przedstawicieli proletariatu i ludu pracującego miast i wsi. A wszystko to na Placu Październikowym.
Znajduje się tu też tzw. „kilometr zerowy” czyli punkt od którego liczone są wszystkie odległości do Mińska na drogowskazach.
Przechodząc przejściem podziemnym można zobaczyć kolejny gmach: Centralny Dom Oficerów a także pomnik….czołgu. Konkretnie flagowego radzieckiego czołgu T-34, symbolizujący „wyzwolenie” Mińska przez czerwonoarmistów w 1944 r.
Siedziba „Batiuszki” – wrócę tu jeszcze kolejnego dnia, by przekonać się czy to o czym przeczytałem faktycznie ma miejsce.
Na 7 piętrze pałacu prezydenckiego znajduje się bowiem Muzem Współczesnej Państwowości Białoruskiej. Nazwa brzmi dumnie, faktycznie znajduje się tam ponoć „ołtarzyk” dla batiuszki: zaświadczenia o wyborze na urząd prezydenta, ulotki wyborcze Łukaszenki, paszport dyplomatyczny opatrzony nr 1 czy prezenty jakie prezydent otrzymał od zagranicznych gości albo dyplomy naukowe :lol: - jednym słowem niezły paździerz, muszę to zobaczyć :D
Kolejnym mój cel to „Górne miasto” ,dzielnica historyczna położona na terenie niegdysiejszego zamku (miasto w swoich dziejach zostało co najmniej 6 razy doszczętnie zniszczone, toteż po zamku nie ma obecnie ani śladu). Dzielnica została zaplanowana w XVI w. w związku z nadaniem dla Mińska praw lokacyjnych (prawa magdeburskiego) w 1499 r. Mieści się tu m.in. ratusz, oczywiście odbudowany współcześnie. Szczerze mówiąc była to najmniej ciekawa część białoruskiej stolicy.
W bliskiej odległości są monumenty: wójta z kluczem do bram miasta, kupców ważących towary, koń z dorożką oraz postacie Stanisława Moniuszki i Wincenta Dunin-Marcinkiewicza.
BIałoruska Akademia Sztuk Pięknych