W pobliżu są ważne świątynie: dla prawosławia – Katedralna cerkiew św. Ducha; dla katolików – Archikatedra pw. NMP. W obydwu świątyniach trwają właśnie nabożeństwa więc krótki rzut oka na fasady i ruszam dalej.
Spacerkiem nad Swiłoczą docieram do „Wyspy Łez”, miejsca dedykowanemu białoruskim żołnierzom poległym na wojnie w Afganistanie. W centralnym miejscu ulokowano kaplicę z ikonami płaczących kobiet i dzieci, symbolizujące pozostawione przez żołnierzy żony, siostry, matki, córki. Na ścianach kaplicy wypisane są imiona wszystkich poległych w Afganistanie Białorusinów – 771 nazwisk.
Przy wejściu na wyspę jest i taka „osobliwość”
Kolejny fascynujący mrówkowiec
Kierując się w stronę Pomnika Zwycięstwa mijam kolejną perełkę architektury socrealizmu – Akademicki Teatr Wielki Opery i Baletu, najważniejsza tego typu placówka na Białorusi, zaprojektowana przez naczelnego białoruskiego architekta miasta – Josipa Langbarda (zaprojektował on też m.in. wspomniane wcześniej budynki: parlamentu i Dom Oficerów.
Docieram do pozornie ciekawego miejsca na mojej liście, ważnego z punktu widzenia historycznego, bo to tam właśnie swoje zaczątki miał ruch, który zawładnął połową świata. W małym zielonym budynku odbył się I Kongres Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji w 1898 r. Jeśli kogoś temat interesuje, można wpaść, cała ekspozycja w jęz. Rosyjskim, ale jest sporo zdjęć i dokumentów z epoki.
Spędzam to 20 min. i ruszam w drogę, docieram na Plac Zwycięstwa.
Plac to w zasadzie jeden wielki pomnik zbudowany na cześć „bohaterskiej i niezwyciężonej Armii Czerwonej”. Ogromny „gwóźdź” zwieńczony jest czerwona gwiazdą z napisem Pobieda (ros. Zwyciestwo). Bezpośrednio przed nim płonie wieczny ogień na cześć Białorusinów poległych w walce.
I tutaj trwał montaż wielkiej sceny z okazji obchodów Dnia Zwycięstwa. W przejściu podziemnym można zobaczyć kolejny obraz nawiązujący symboliką do Sowietów.
Czas miałem niezły, jeszcze nie padało więc postanowiłem skorzystać i podejść jeszcze do cerkwi św. Aleksandra Newskiego.
Wracam na Prospekt Niepodległości, mijam pomnik wielki pomnik narodowego wieszcza białoruskiego – Janki Kupały i kolejny „klasyczny” gmach.
Wcześniej wspomniałem, że spiesząc się na pociąg nie zdążyłem spojrzeć na jeden istotny szczegół na stacji Płoszcza Lenina. Niebo robiło się coraz bardziej szare, zbierało się na deszcz a ja chciałem w końcu spróbować czegoś dobrego w „Vasilikach”, byłem w stanie nawet stać w kolejce
;)
Moja ciekawość została zaspokojona. Kolejny piękny komunistyczny symbol w samym centrum Mińska.
Prospekt Niepodległości naprawdę ma w sobie coś czarującego, wdzięczne miejsce do fotografowania, przeszedłem nim kilka razy w obie strony i zawsze można być znaleźć jakiś ciekawy szczegół.
W knajpie oczywiście kolejka przed wejściem, pani mówi że trzeba będzie poczekać 15-20 min, ale już po 5 prowadzi mnie do stolika. Za solyankę z czarnym chlebem (pyszny !) + pielmieni i duże piwo płace 19,5 BYN. Przyzwoicie. Wszystko było bardzo smaczne.
Syty i suchy (zaczęło mocno padać) realizuje kolejne założenie planu = Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Cena wstępu: 9 BYN. Budynek z zewnątrz jest okazały, jak mawiał klasyk „mają rozmach, sku….y”.
Natomiast sama ekspozycja…no cóż, dosyć biednie to wygląda, ale z tego co kojarzę, ogólnie muzea o sowieckiej proweniencji tak mają (oczywiście nie wszędzie), że mało w nich autentycznych zabytków, oryginalnych dokumentów. Jest trochę broni, kilka fajnych czołgów ale nie wiem czy oryginalnych, ogrom zdjęć „bohaterów narodu”. Jak ktoś chociaż trochę interesuje się tym jak wygląda narracja II Wojny Światowej wg radzieckiego podejścia to wie mniej czego się spodziewać. Z faktycznym przebiegiem i historią IIWŚ niewiele ma to wspólnego. Ale mimo wszystko polecam wizytę tam, po to by wyrobić sobie zdanie i zobaczyć jak wygląda nie osobliwe podejście do historii. Ogólnie niezły skansen propagandy i komunizmu
Wśród bohaterów białoruskiej partyzantki możemy odnaleźć znanego z powojennej historii Polski "jegomościa".
Na najwyższym piętrze znajduje się „Sala Sławy” na której wypisano nazwiska poległych w Wielkiej Wojnie Białorusinów.
W sklepiku z pamiątkami można dostać takie „cuda”. Nie skorzystałem....
Kończyły mi się pieniądze, miałem jeszcze kilkadziesiąt funtów które chciałem wymienić, dlatego z Muzeum wróciłem do centrum. W autobusie co jakiś czas puszczany był komunikat skierowany do weteranów wojennych „Drodzy weterani, z okazji Dnia Zwycięstwa, chcemy podziękować za wasze bohaterstwo i życzyć wam zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności” – w każdym razie coś w ten deseń
;) Kolejny przykład jak ważny jest ten dzień. Na mieście nie chcieli mi przyjąć funtów do wymiany – tylko dolary, euro i ruble, w kantorze powiedzieli mi, że więcej walut można wymienić jedynie na dworcu. Kantory wyglądają trochę inaczej niż u nas, wchodzi się do „budy” i pojedynczo. Jedno stanowisko było czynne dopiero od 18, była 17 40.Stanąłem w kolejce, stoje 10 min, 20 min, 30 min – co jest do cholery !, ile oni tej waluty tam wymieniają…! Nie wiem co było przyczyną tak wolnej obsługi, ale w międzyczasie otwarli 2 kasę, tam na szczęście poszło sprawnie i po ok 40 min mogłem wymienić funty. A tak naprawdę nie mogłem….Podaje banknoty, pani przygląda się co najmniej jakby malawijskie kwacha zobaczyła, ogląda na wszystkie strony, w końcu gdzieś dzwoni, trwało to chwilę, oddaje i „nie robotaju” – Jak k…a nie robotaju, eto jest angliski funt”. Nie robotaju i tyle w temacie, zagotowałem się bo zupełnie nie mam pojęcia o co jej chodziło, funty wymieniłem już później w Krakowie bez żadnego problemu. Straciłem ponad godzinę na całej operacji. Dobrze że chociaż na stoiskach obok można było posilić się czeburkami. Pozostałą część wieczoru spędziłem chodząc po sklepach za prezentami dla najbliższych i porównując ceny w supermarkecie z tymi w Polsce.
Przy okazji obszedłem sobie najbliższa okolicę wokół hotelu i okazuje się że nawet na nim można znaleźć ciekawą płaskorzeźbę, w dobrym sowieckim stylu
@elwrika - były, na każdym kroku
;) Po prostu chciałem się tych funtów pozbyć.Wzialem je z myślą że nie angazowaniu kolejnych środków tylko pozbycia się tych.Nie spodziewałem że będzie z tym jakikolwiek problem
:)
Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu TapatalkaWiem że batiuszka to pop, zabieg był celowy, zareczam. Z resztą rozmawiając że znajomymi i przeglądając internety spotkałem się wielokrotnie z nazywaniem Łukaszenki batiuszką.I tak pozostanie
;)
Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu TapatalkaOstatni dzień na białoruskiej ziemi przywitał mnie deszczem. Padało. Wróć, nie padało - lało. Miałem jeszcze w planie jeden dosyć ważny dla mnie punkt do odwiedzenia - położone na peryferiach Mińska uroczysko Kuropaty - miejsce kaźni wieluset tysięcy ludzi zamordowanych przez NKWD w latach 1937-1941. W zależności od źródła liczba ofiar szacowana jest od kilkudziesięciu tysięcy do liczby przekraczającej ćwierć miliona, w tym wielu Polaków.
Na cmentrzysku pochowane zostały prawdopodobnie również 3872 osoby z tzw. białoruskiej listy katyńskiej, zamordowani w marcu-kwietniu 1940 r. oraz polscy obywatele z tzw. operacji polskiej NKWD.
Mimo że miejsce z punktu widzenia historycznego i społecznego jest bardzo ważne, przez władze sowieckie a następnie białoruskie jest traktowane delikatnie mówiąc nieprzychylnie. Nawet ostatnio władze z tylko znanych sobie powodów postanowiły usunąć kilka krzyży, powodując na szczęście kontrakcję społeczności dbającej o to miejsce. Wielokrotnie też zdarzały się akty wandalizmu, oczywiście przez "nieznanych sprawców". Uroczysku groziła też całkowita dewastacja, kiedy na początku wieku władze zdecydowały o poszerzeniu obwodnicy z 2 do 6 pasów, odrzucając przy tym plany by uroczysko ominąć. Na szczęście do tego nie doszło.
Nie jest to pierwsze, ani nie ostatnie zapewne zagranie by wymazywać pamięć o tej zbrodni.
Po wymeldowaniu z hotelu metrem udałem się do stacji Niamiha, skąd odjeżdża m.in. trolejbus nr 46 (ale też 53 i autobus 24). Dojeżdżam nim niemal do samego końca, przystanek Zialony Łuh - 6. Skręcamy w lewo koło zajezdni autobusowej, wzdłuż obwodnicy. Nie ma tam wytyczonego chodnika, ale tamtą drogą dojdziecie do ścieżki i przejścia podziemnego pod drogą, po drugiej stronie widać już wejście na teren cmentarza. Podróż z Niamihy trwa mniej więcej 50 min.
Nadal mocno padało, niebo było szare,nie było nikogo oprócz mnie, zestawiając to z ogromem krzyży wśród drzew i krzewów - całość sprawiała upiorne, bardzo przygnębiające wrażenie. Przeszedłem teren uroczyska do końca, pomodliłem się i wróciłem w stronę przystanku by wrócić do centrum.
Cieszę się że tam dotarłem, wg mnie będąc w Mińsku absolutnie nie można odpuścić tego miejsca.
@elwrika - były, na każdym kroku
;) Po prostu chciałem się tych funtów pozbyć.Wzialem je z myślą że nie angazowaniu kolejnych środków tylko pozbycia się tych.Nie spodziewałem że będzie z tym jakikolwiek problem
:)Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
Kravkrk napisał:Siedziba „Batiuszki” – wrócę tu jeszcze kolejnego dnia, by przekonać się czy to o czym przeczytałem faktycznie ma miejsce. Duży wpływ na taki stan rzecz ma oczywiście batiuszka AleksandrNa 7 piętrze pałacu prezydenckiego znajduje się bowiem Muzem Współczesnej Państwowości Białoruskiej. Nazwa brzmi dumnie, faktycznie znajduje się tam ponoć „ołtarzyk” dla batiuszki: zaświadczenia o wyborze na urząd prezydenta, ulotki wyborcze Łukaszenki, paszport dyplomatyczny opatrzony nr 1 czy prezenty jakie prezydent otrzymał od zagranicznych gości albo dyplomy naukowe
:lol: - jednym słowem niezły paździerz,Tytuł relacji i ten zwrot jest ...... bo batiuszka - батюшка to potoczna nazwa prawosławnego księdza w cerkwi, zaś prezydent Białorusi - Aleksandr Łukaszenka jest nazywany батька - ojciec
Wiem że batiuszka to pop, zabieg był celowy, zareczam. Z resztą rozmawiając że znajomymi i przeglądając internety spotkałem się wielokrotnie z nazywaniem Łukaszenki batiuszką.Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu Tapatalka
Te cmentarze sowieckie przy głównych drogach za miastem... Bykownia, Piatichatki i Kuropaty jakby organizowane wg tego samego planu. Przerażające.Koniecznie; do odwiedzenia.Ja także uważam, że Mińsk warty wycieczki. Jakby Baćka jeszcze bardziej rozlużnił reżim wizowy.
elwirka napisał:@Aksum A to nie jest jedno i to samo? Tylko batiuszka bardziej zdrobniale? Taki nasz "ojczulek"...Cóż niestety nie.....bo батюшка - ojciec tak mówią - zwracają na wschodzie od bardzo dawna do księdza;a батька jest to znaczenie ojca jako taty dla dzieci ....
Bardzo ciekawa relacja, ja również uważam, że Białoruś jest o klasę wyżej zorganizowana od Ukrainy. Ludzie za każdym razem przyjaźnie się odnosili do mnie jak dowiedzieli się, że jestem z Polski. Takie ja miałem doświadczenia z 3 krotnych pobytów w tym kraju.Nic tylko odwiedzać
@wtak - dokładnie, powielany ten sam schemat. Smutne było, że spacerujesz sobie wokół tylu krzyży, gdzie zginęło tylu ludzi, a wszystko na totalnych peryferiach gdzie dosłownie obok gnają samochody. I w każdym z wymienionych przez Ciebie miejsc władze zachowują się podobnie. Z resztą problem jest szerszy - cmentarz na Rossie, gdzie polskie groby są odnawiane jak znajdą się na to polskie środki, tarcia na cmentarzu Łyczakowskim.@krystoferson112 - dzięki
;) O ile na Ukrainę lubię jeździć bo jest tanio o tyle na Białoruś wrócę z powodów poznawczych. Nie interesowałem się tym mocno, więc nie wiem na ile jeszcze tamtejszy reżim jest opresyjny w codziennym życiu, przeczytałem tylko że do dziś istnieją tam spółdzielnie produkcyjne, coś na kształt naszych PGR-ów ! Tylko bardziej nowoczesne. I jeszcze te nawiązania do "systemu słusznie minionego" na każdym kroku. Mimo wszystko wydaje mi się, że jest tam po prostu całkiem normalnie, chociaż pewnie trzeba by tam pomieszkać dłużej, żeby powiedzieć coś więcej. Drogi wydaje mi się, że są o niebo lepsze od ukraińskich, jadąc po drogach Haradzieja-Nieśwież-Mir-Mińsk na prawdę jakość dróg była bardzo zadowalająca, nie przypominam sobie żeby mną trzepało jak przy jeździe np we Lwowie czy po drodze z Kijowa do Czarnobyla.
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.
Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach większość obywateli po prostu czeka na jego śmierć. Wątpię, żebym spotkał na Białorusi jeszcze ludzi tak na serio mówiących o nim Baćka. To be continued...
Łukaszenko jest strasznym człowiekiem, nawet informacji z wikipedii wystarczy, żeby zrozumieć dlaczego. Bardzo dziekuje kravkrk za promowanie mojego kraju tą relacją, ale, szczerze mówiąc, byłem w lekkim szoku, kiedy zobaczyłem jej nazwę. Łukaszenko na żadną promocję nie zasłużył i, mimo tego, że jest "prezydentem" Bialorusi już 25 lat, z prawdziwą Bialorusia ma paradoksalnie mało wspólnego.
@Kravkrk Dziękuję za relacje i zwiedzanie mojej ojczyzny. Relacja jest fajna, z treścią się zgadzam całkowicie, natomiast mam pretensje do nazwy. "Batuszka" w języku rosyjskim w dzisiejszych czasach wykorzystuje się tylko i wyłącznie w jednym znaczeniu — prawoslawny pop. Kiedyś batuszka mówili również do ojca, ale było to wieki temu, teraz już nikomu do głowy nie przyjdzie powiedzieć do taty batuszka albo matuszka do matki. Łukaszenko jest prawosławnym ateistą (sam tak określił kiedyś swoje poglądy religijne) więc nikt do niego nie mówił i nie powie batuszka, w żadnym znaczeniu. Chyba że w bardzo sarkastycznym kontekście i nawiązując do Baćka. To be continued...
@alexdelarge.inc dzięki za konstruktywny komentarz. Co do nazywania Łukaszenki batiuszką to tłumaczyłem to już wcześniej, więc nie będę się do tego odnosił. Ale to co napisałeś...alexdelarge.inc napisał:(Baćka) - po białorusku to ojciec. Kiedyś faktycznie można było spotkać łudzi, mówiących tak o Łukaszenko, czasem w pozytywnym kontekście (niektórzy pod wpływem propagandy, niektórzy, dziękując za miejsce pracy w jego „systemie", niektórzy, powtarzając za dwoma poprzednimi, byli również ci, co mówili tak o nim z powodu szczerej miłości), czasem w negatywnym, sarkastycznie lub nawiązując do filmu o jego przestępstwach Krestnyj Baćka (Ojciec chrzestny). To też było już lata temu.zapewne kiedyś gdzieś weszło mi do głowy i tak zostało. Czyli kiedyś coś w tym jednak było, że ludzie "pieszczotliwie" go tak nazywali - wg. właśnie traktując jako "Ojca chrzestnego", "władcę" (w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Broń Bożę, że nie było moim celem w żaden sposób promowanie jego osoby.
W pobliżu są ważne świątynie: dla prawosławia – Katedralna cerkiew św. Ducha; dla katolików – Archikatedra pw. NMP. W obydwu świątyniach trwają właśnie nabożeństwa więc krótki rzut oka na fasady i ruszam dalej.
Spacerkiem nad Swiłoczą docieram do „Wyspy Łez”, miejsca dedykowanemu białoruskim żołnierzom poległym na wojnie w Afganistanie. W centralnym miejscu ulokowano kaplicę z ikonami płaczących kobiet i dzieci, symbolizujące pozostawione przez żołnierzy żony, siostry, matki, córki. Na ścianach kaplicy wypisane są imiona wszystkich poległych w Afganistanie Białorusinów – 771 nazwisk.
Przy wejściu na wyspę jest i taka „osobliwość”
Kolejny fascynujący mrówkowiec
Kierując się w stronę Pomnika Zwycięstwa mijam kolejną perełkę architektury socrealizmu – Akademicki Teatr Wielki Opery i Baletu, najważniejsza tego typu placówka na Białorusi, zaprojektowana przez naczelnego białoruskiego architekta miasta – Josipa Langbarda (zaprojektował on też m.in. wspomniane wcześniej budynki: parlamentu i Dom Oficerów.
Docieram do pozornie ciekawego miejsca na mojej liście, ważnego z punktu widzenia historycznego, bo to tam właśnie swoje zaczątki miał ruch, który zawładnął połową świata. W małym zielonym budynku odbył się I Kongres Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji w 1898 r. Jeśli kogoś temat interesuje, można wpaść, cała ekspozycja w jęz. Rosyjskim, ale jest sporo zdjęć i dokumentów z epoki.
Spędzam to 20 min. i ruszam w drogę, docieram na Plac Zwycięstwa.
Plac to w zasadzie jeden wielki pomnik zbudowany na cześć „bohaterskiej i niezwyciężonej Armii Czerwonej”. Ogromny „gwóźdź” zwieńczony jest czerwona gwiazdą z napisem Pobieda (ros. Zwyciestwo). Bezpośrednio przed nim płonie wieczny ogień na cześć Białorusinów poległych w walce.
I tutaj trwał montaż wielkiej sceny z okazji obchodów Dnia Zwycięstwa. W przejściu podziemnym można zobaczyć kolejny obraz nawiązujący symboliką do Sowietów.
Czas miałem niezły, jeszcze nie padało więc postanowiłem skorzystać i podejść jeszcze do cerkwi św. Aleksandra Newskiego.
Wracam na Prospekt Niepodległości, mijam pomnik wielki pomnik narodowego wieszcza białoruskiego – Janki Kupały i kolejny „klasyczny” gmach.
Wcześniej wspomniałem, że spiesząc się na pociąg nie zdążyłem spojrzeć na jeden istotny szczegół na stacji Płoszcza Lenina. Niebo robiło się coraz bardziej szare, zbierało się na deszcz a ja chciałem w końcu spróbować czegoś dobrego w „Vasilikach”, byłem w stanie nawet stać w kolejce ;)
Moja ciekawość została zaspokojona. Kolejny piękny komunistyczny symbol w samym centrum Mińska.
Prospekt Niepodległości naprawdę ma w sobie coś czarującego, wdzięczne miejsce do fotografowania, przeszedłem nim kilka razy w obie strony i zawsze można być znaleźć jakiś ciekawy szczegół.
W knajpie oczywiście kolejka przed wejściem, pani mówi że trzeba będzie poczekać 15-20 min, ale już po 5 prowadzi mnie do stolika.
Za solyankę z czarnym chlebem (pyszny !) + pielmieni i duże piwo płace 19,5 BYN. Przyzwoicie. Wszystko było bardzo smaczne.
Syty i suchy (zaczęło mocno padać) realizuje kolejne założenie planu = Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Cena wstępu: 9 BYN. Budynek z zewnątrz jest okazały, jak mawiał klasyk „mają rozmach, sku….y”.
Natomiast sama ekspozycja…no cóż, dosyć biednie to wygląda, ale z tego co kojarzę, ogólnie muzea o sowieckiej proweniencji tak mają (oczywiście nie wszędzie), że mało w nich autentycznych zabytków, oryginalnych dokumentów. Jest trochę broni, kilka fajnych czołgów ale nie wiem czy oryginalnych, ogrom zdjęć „bohaterów narodu”. Jak ktoś chociaż trochę interesuje się tym jak wygląda narracja II Wojny Światowej wg radzieckiego podejścia to wie mniej czego się spodziewać. Z faktycznym przebiegiem i historią IIWŚ niewiele ma to wspólnego. Ale mimo wszystko polecam wizytę tam, po to by wyrobić sobie zdanie i zobaczyć jak wygląda nie osobliwe podejście do historii. Ogólnie niezły skansen propagandy i komunizmu
Wśród bohaterów białoruskiej partyzantki możemy odnaleźć znanego z powojennej historii Polski "jegomościa".
Na najwyższym piętrze znajduje się „Sala Sławy” na której wypisano nazwiska poległych w Wielkiej Wojnie Białorusinów.
W sklepiku z pamiątkami można dostać takie „cuda”. Nie skorzystałem....
Kończyły mi się pieniądze, miałem jeszcze kilkadziesiąt funtów które chciałem wymienić, dlatego z Muzeum wróciłem do centrum. W autobusie co jakiś czas puszczany był komunikat skierowany do weteranów wojennych „Drodzy weterani, z okazji Dnia Zwycięstwa, chcemy podziękować za wasze bohaterstwo i życzyć wam zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności” – w każdym razie coś w ten deseń ;) Kolejny przykład jak ważny jest ten dzień.
Na mieście nie chcieli mi przyjąć funtów do wymiany – tylko dolary, euro i ruble, w kantorze powiedzieli mi, że więcej walut można wymienić jedynie na dworcu. Kantory wyglądają trochę inaczej niż u nas, wchodzi się do „budy” i pojedynczo. Jedno stanowisko było czynne dopiero od 18, była 17 40.Stanąłem w kolejce, stoje 10 min, 20 min, 30 min – co jest do cholery !, ile oni tej waluty tam wymieniają…! Nie wiem co było przyczyną tak wolnej obsługi, ale w międzyczasie otwarli 2 kasę, tam na szczęście poszło sprawnie i po ok 40 min mogłem wymienić funty.
A tak naprawdę nie mogłem….Podaje banknoty, pani przygląda się co najmniej jakby malawijskie kwacha zobaczyła, ogląda na wszystkie strony, w końcu gdzieś dzwoni, trwało to chwilę, oddaje i „nie robotaju” – Jak k…a nie robotaju, eto jest angliski funt”. Nie robotaju i tyle w temacie, zagotowałem się bo zupełnie nie mam pojęcia o co jej chodziło, funty wymieniłem już później w Krakowie bez żadnego problemu. Straciłem ponad godzinę na całej operacji. Dobrze że chociaż na stoiskach obok można było posilić się czeburkami. Pozostałą część wieczoru spędziłem chodząc po sklepach za prezentami dla najbliższych i porównując ceny w supermarkecie z tymi w Polsce.
Przy okazji obszedłem sobie najbliższa okolicę wokół hotelu i okazuje się że nawet na nim można znaleźć ciekawą płaskorzeźbę, w dobrym sowieckim stylu
Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu TapatalkaWiem że batiuszka to pop, zabieg był celowy, zareczam. Z resztą rozmawiając że znajomymi i przeglądając internety spotkałem się wielokrotnie z nazywaniem Łukaszenki batiuszką.I tak pozostanie ;)
Wysłane z mojego moto g(6) przy użyciu TapatalkaOstatni dzień na białoruskiej ziemi przywitał mnie deszczem. Padało. Wróć, nie padało - lało. Miałem jeszcze w planie jeden dosyć ważny dla mnie punkt do odwiedzenia - położone na peryferiach Mińska uroczysko Kuropaty - miejsce kaźni wieluset tysięcy ludzi zamordowanych przez NKWD w latach 1937-1941. W zależności od źródła liczba ofiar szacowana jest od kilkudziesięciu tysięcy do liczby przekraczającej ćwierć miliona, w tym wielu Polaków.
Na cmentrzysku pochowane zostały prawdopodobnie również 3872 osoby z tzw. białoruskiej listy katyńskiej, zamordowani w marcu-kwietniu 1940 r. oraz polscy obywatele z tzw. operacji polskiej NKWD.
Mimo że miejsce z punktu widzenia historycznego i społecznego jest bardzo ważne, przez władze sowieckie a następnie białoruskie jest traktowane delikatnie mówiąc nieprzychylnie. Nawet ostatnio władze z tylko znanych sobie powodów postanowiły usunąć kilka krzyży, powodując na szczęście kontrakcję społeczności dbającej o to miejsce. Wielokrotnie też zdarzały się akty wandalizmu, oczywiście przez "nieznanych sprawców". Uroczysku groziła też całkowita dewastacja, kiedy na początku wieku władze zdecydowały o poszerzeniu obwodnicy z 2 do 6 pasów, odrzucając przy tym plany by uroczysko ominąć. Na szczęście do tego nie doszło.
https://www.polskieradio.pl/75/921/Arty ... -dzialacze
Nie jest to pierwsze, ani nie ostatnie zapewne zagranie by wymazywać pamięć o tej zbrodni.
Po wymeldowaniu z hotelu metrem udałem się do stacji Niamiha, skąd odjeżdża m.in. trolejbus nr 46 (ale też 53 i autobus 24). Dojeżdżam nim niemal do samego końca, przystanek Zialony Łuh - 6. Skręcamy w lewo koło zajezdni autobusowej, wzdłuż obwodnicy. Nie ma tam wytyczonego chodnika, ale tamtą drogą dojdziecie do ścieżki i przejścia podziemnego pod drogą, po drugiej stronie widać już wejście na teren cmentarza. Podróż z Niamihy trwa mniej więcej 50 min.
Nadal mocno padało, niebo było szare,nie było nikogo oprócz mnie, zestawiając to z ogromem krzyży wśród drzew i krzewów - całość sprawiała upiorne, bardzo przygnębiające wrażenie. Przeszedłem teren uroczyska do końca, pomodliłem się i wróciłem w stronę przystanku by wrócić do centrum.
Cieszę się że tam dotarłem, wg mnie będąc w Mińsku absolutnie nie można odpuścić tego miejsca.